Niesamowicie mi przykro, bo to prawdopodobnie jeden z ostatnich postów tego lata. Postaram się lalkować i robić zdjęcia i wyjeżdżać w ciągu roku szkolnego, ale...no wiadomo jak to jest.
Dużo się działo. I lalkowego, i w moim prywatnym życiu. Spełniłam jedno pullipowe marzenie (zdjęcie),
(12 lipca 2016) |
doprowadziłam moje dziewczynki do ostatecznego wyglądu: na początku Lou dostała nowego różowego wiga, o co zostałam okrzyczana mnóstwo razy, bo przecież zabieram lalce charakter!!11oneone Nieważne, że to MOJA lalka i to MI ma się podobać. Bardzo nie lubię opinii osób, o którą ich nie proszę. A Louise właśnie dopiero teraz wygląda tak, jak jej charakterek. Jest delikatna i tajemnicza, nie krzyczy z daleka "tu jestem, patrzcie na mnie!", tylko wychyla się powolutku i czaruje swoją subtelnością, wdziękiem i niewinnością. Tak ma być.
Potem do Nel przyszło obitsu. Miałam problem z zamocowaniem go, bo nie miałam czym piłować neck pieców. Ostatecznie (po utracie głowy...jednorazowej!), postanowiłam trochę zaryzykować i stopić kawałek plastiku, dzięki czemu wszystko jest już stabilne. Użyłam do tego podkładki od śrubki z najmniejszym otworem, jaki znalazłam i wąskiej części neck pieca. Nie wiem jak wyjaśnić tę podkładkę, więc wstawiam zdjęcie.
Na tej podkładce stopiłam zapałką plastik, który "rozłożył" się na powierzchni metalu i wszystko ładnie się trzyma. Kiedyś zrobię tutorial i pokażę na zdjęciach, jak to zrobić.
Przed obitsu, a dwa dni po pojawieniu się Nel u mnie, postanowiłam odrobinę ogarnąć burzę loków na jej głowie. Na początek wyprostowałam je wrzątkiem. Okazało się, że jej włosy są do kolan...cóż. Następnie ścięłam je do pożądanej długości, czyli do jej ramion, a potem - przez kolejne półtorej godziny - układałam je okrągłą szczotką i suszarką do włosów na "bombkę".
Efekt końcowy jest cudowny.
W międzyczasie miałam jedną dość przykrą dla mnie sytuację ze skopiowaniem wyglądu Mei. Nie wiem, czy właścicielka tamtej lali zdaje sobie sprawę z tego, co zrobiła, jednak rzuciłam aluzję o tym, że Mei ma klona, a dziewczyna się tym nie przejęła. Ostatecznie uznałam, że to jeszcze nie powód, żeby "krzyczeć" na pół-obcą dla mnie osobę i jeśli sytuacja się rozwinie na moją niekorzyść - zwrócę jej uwagę. Co nie zmienia faktu, że jest mi przykro.
W złości postanowiłam zmienić Mei oczka na takie, które rozważałam już jakiś czas. Kocham ją dzięki nim, jeszcze mocniej.
Usztywniłam też dziewczynkom ciałka. Jako tako. Obitsu hardy to nie jest coś, co lubi współpracować. Ale na razie stoją.
Później uparłam się, że MUSZĘ zmienić Ivy wiga. O ile ten brązowy był w porządku jako tymczasowe rozwiązanie, to niestety kompletnie nie sprawdziłby się jako docelowa sprawa.
No więc rozpoczęłam poszukiwania. EBay, aliexpress, allegro, znajomi, wszelkie lalkowe grupki... i nic. Postanowiłam napisać ogłoszenie, poszłam ładnie spać (było już późno), a gdy rano się obudziłam, pod jednym z ogłoszeń wisiało zdjęcie wiga idealnego. Właściwie nie zastanawiałam się ani chwili i grzecznie (aczkolwiek niecierpliwie) czekałam na odpowiedź, dotyczącą ceny, trzymając mocno kciuki, żeby nie była przypadkiem z kosmosu... Aleks, ty szczęściaro! Sprzedawca podał cenę niższą niż się spodziewałaś, więc połowę budżetu możesz wydać na bzdury :'-)
Oczekiwanie na perukę było okropne, bo bałam się bardzo, czy Ivy mi się w nim spodoba. Przyszedł. Przymiarka. Poprawianie grzywki. Nożyczki w ruch. Krzywo w cholerę. Warkocze. Oh. Jak słodko. Zostaje! Tak, takim sposobem Ivy dostała włoski. Nie odebrałam jej charakteru, wciąż jest bardzo "ivy" i jestem z tego bardzo zadowolona. To pewnie po części przez tę krzywą grzywkę.
Mam wrażenie, że lalkowych rzeczy było wiele więcej. Były meety, podróże, łzy, gwiazdy, cisza, spokój. Z lalkami lub bez. To znaczy, one ciągle gdzieś ze mną były. Są dla mnie ważne i zabieram je, gdzie tylko mogę. A jeśli nie mogę, to trzymam je w serduszku.
Zimą miałam mały lalkowy kryzys i byłam prawie pewna, że to już koniec. Zmuszałam się do robienia im zdjęć, ale właściwie - zmuszałam się wtedy do wszystkiego.
Potem na szczęście przyszła wiosna i ostatecznie podniosłam się z łóżka i odżyłam. Prawie jak zwierzęta, zapadające w sen zimowy.
No i cóż, każdy przeżywa upadki. Grunt, żeby wstać, otrzepać kolana i iść dalej, nie przejmując się siniakami i zadrapaniami, nie?
Będę długo wspominać to lato. Pewnie będę je też długo opłakiwać. Chciałabym móc przeżywać je od nowa i od nowa, nie musząc czekać na kolejne. Bo nie wiadomo, czy będzie kolejne, haha!
No nic. Teraz pozostaje czekać, bo dla mnie lato dobiegło już końca.
Jest dwudziesty szósty dzień sierpnia, a ja poczułam jesień - mimo słońca, otulającego moje drobne ciało.
Każdy przeżywa wzloty i upadki podczas działań związanych ze swoim hobby. Życzę jednak, żeby tych ostatnich było jak najmniej. No i przede wszystkim trzymaj się swojego postanowienia: Twoje lalki to Twój kawałek podłogi i nikt nie ma prawa mówić, co masz z nimi robić :-) :-) Pozdrawiam. Piękne panny :-)
OdpowiedzUsuńMasz super bloga i przepiękne lalki <3 Ivy uroczo wygląda w nowym wigu i ta krzywo ścięta grzywka naprawdę jej pasuje :3
OdpowiedzUsuńZdradzisz może jakim aparatem wykonujesz zdjęcia? ;D
dość stary Canon 450D z obiektywem firmy Sigma, ale nic więcej na jego temat nie wiem, prócz tego, że muszę go wymienić :-)
UsuńDziękuję ❤