Wciąż kiepska ze mnie lalkowa mama, bo pod wpływem emocji związanych z pojawieniem się Brie, Marzipan - która pojawiła się dzień wcześniej - została odstawiona w przysłowiowy kąt, natomiast Pullipka zbiera(ła) całą moją uwagę. Wzięłam więc maluszka na pożyczonym od Nell ciałku (póki jeszcze je mam) i zrobiłam jej kilka zdjęć w całkiem uroczej scenerii, a efekty będziecie mogli podziwiać za kilka chwil. Wyszło mi to caaałkiem przyzwoicie, chociaż moje wymagania względem tego, co robię, wciąż rosną i coraz trudniej jest mi im sprostać. Nadal się uczę i popełniam błędy, ale wydaje mi się, że widzę postępy rosnące wprost proporcjonalnie do ilości zrobionych sesji. Mało tego, dziś poprzeczkę postawiłam wyżej, bo nie dość, że ustawiałam Marzi, operowałam aparatem na stoliku z kółkami, to jeszcze robiłam cień z koca! Wyglądało to mniej więcej tak, że zaraz po ustawieniu lalki i książek, biegłam ustawić aparat, męczyłam się z ostrością w półmroku, naciskałam spust migawki i leciałam ustawić się z wielkim kocem w odpowiednim miejscu tak, aby jego cień zasłaniał całą scenkę (co oznaczało stanie na palcach z rękami w górze). Domownicy chodzili dookoła mnie z zaciekawieniem, ale jednocześnie z minami, mówiącymi "co ta wariatka odwala?". Mam nadzieję, że było warto!
Przesłodka jest, prawda? Oczywiście nie mogłabym pominąć Brie, ponieważ jej także nie zrobiłam żadnych sensownych zdjęć do tej pory (i właściwie te też nie są wow, bo jednak skupiłam się na marcepanie - i tylko to jest w tym wow).
Postawiłam ją tu na schodach w kuchni, torując mamie pół pomieszczenia i biedna przejmowała się, żeby nie wejść mi w kadr przypadkiem. Oprócz tego modliłam się, żeby mój brat oraz psy nie strąciły mi jej, biegnąc na górę lub z góry. Potem wyszłam na chwilkę na dwór, zrobiłam kilka zdjęć, które wymagają usunięcia patyczków (nie umiem) i są prześwietlone (za niska byłam, żeby zrobić cień), także pozwólcie, że zapomnimy o ich istnieniu, ale pożalić się musiałam, bo zapowiadały się ładnie (i może by były, gdyby nie moje skille). Stanęło więc na paru ogrodowych portretach (typowo).
Cóż, zadowolona nie jestem, ale jako zdjęcia do zakładki ujdą. Mam jeszcze dwa, na których pokazuję z bliska jej mejkap, zapominając o zdjęciu z brwiami, które są cudowne, ale to następnym razem. Zwróćcie uwagę na brokat na jej dolnych rzęsach!
Cudna jest, prawda? Wydaje mi się, że na żywo jest zdecydowanie ładniejsza. Oszalałam na jej punkcie kompletnie i czuję się jak mała dziewczynka, bo nie rozstaję się z nią na dłużej niż czas snu, co oznacza, że wożę ją ze sobą wszędzie i traktuję jak księżniczkę. Zresztą ucierpiała na tym biedna Cayenne, która leży rozkręcona, bo zabrałam jej obitsu, żeby Brie mogła mi ładnie pozować i pojechać ze mną na Pyrkon. No więc to na tyle, do następnego!
Fotki bardzo fajne!
OdpowiedzUsuńObie dziewczyny są takie urocze...
Dziękuję ❤️
UsuńFajne fotki :D Ja się biedną Cayenne mogę zaopiekować jakby co :P :P :P
OdpowiedzUsuńBiedna Cayenne zostaje zdecydowanie, ale zmacać ci pozwolę X'D
UsuńJejku twoje Lalki są cudowne nie mogę się na nie napatrzeć <3
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! ❤️
Usuńach, te czekoladowe loki!!!
OdpowiedzUsuńfajne foty na tomiszczach!
Świetne zdjęcia! Martwisz się, że nie było warto tak się poświęcać. Moim zdaniem było, jak najbardziej warto :D. U mojej mamy są książki z tej samej serii, które ty uwieczniłaś na zdjęciach z Marzipan. A co do zabierania lalki wszędzie gdzie się da, robię dokładnie to samo ze swoją :D. Nie potrafię się z nią rozstać i ciągle podróżuje ze mną będąc w torbie na aparat :P. Od dłuższego czasu zastanawiam się nad większą torbą, bo czasem ciężko mi się wszystko z niej wyciąga. Najlepiej żeby miała dwie, duże, osobne przegródki - na aparat i na lalkę :D.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :D.