Miałam wczoraj chęć na długi spacer. Pogoda była piękna, na zdjęcia światła niby trochę zbyt dużo, ale dla chcącego nic trudnego! Spakowałam więc Ari i Nel - bo mała miasta jeszcze nie widziała, a duża, by jej pilnować - i pojechałyśmy do miasta. Dziewczynki siedziały grzecznie w plecaku do końca lekcji. Potem szczęśliwe wyskoczyły z niego, że nareszcie zabieram je tam, gdzie miałyśmy iść. Wybrałyśmy wspólnie kilka miejsc do zdjęć. Jest ich zaledwie garstka i nie na wszystkich są bąble, ale myślę, że to nic. Wrocław to naprawdę przyjemne miasto. Zobaczcie zresztą!
(koszulkę ari uszyła kiedyś patrycja) |
To nie jest wcale oczywiste, ale te dwa zdjęcia zostały zrobione pod Panoramą Racławicką. Mimo, że nie ma na nich nic specjalnego - bardzo je lubię.
Dalej, kierowałyśmy się w stronę Hali Targowej i Odry, by wzdłuż niej, znaleźć się na Ostrowie Tumskim. Nie mogłyśmy też przepuścić okazji do zdjęć przy wodzie.
Spotkałyśmy Pana Krasnala - zaraz po zejściu z Mostu Zakochanych. Tak, tak! To ten most z mnóstwem kłódek par, które przychodzą tu i zostawiają swoje kłódki na znak swojej miłości.
Jeszcze nie wiem co, ale coś jest w tym zdjęciu. Mimo słabego kadru i pana, który postanowił przeszkodzić mi w zdjęciu - a którym postanowiłam się nie przejąć (co było błędem), podoba mi się, naprawdę. Zwłaszcza z tymi zgaszonymi kolorami. Choć prawdopodobnie to bardzo niepoprawnie wykonana fotografia pod względem technicznym!
Za Nel ten słynny most! Pewnie kompletnie tych kłódek nie widać, ale Nel koniecznie chciała tam zapozować. Nie dość, że zrobienie tego zdjęcia było kłopotem, tak potem okazało się jeszcze, że ktoś wciął nam się w kadr. W czerwonej kurtce. Miły ktoś na szczęście temu zadziałał, przerywając moją mękę z próbą usunięcia tej osoby ze zdjęcia - nauczę się, ale nigdy tego nie robiłam i cóż...nie wyglądało to najlepiej, haha.
Nasz spacer zakończyłyśmy Wyspą Słodową, z której nie mam zdjęć - bo zwyczajnie nic mnie tam nie zainteresowało, więc na koniec caaałkiem ładny widoczek na Most Zakochanych i wejście na magiczny Ostrów Tumski.
Oprócz tego, chciałabym się z wami czymś jeszcze podzielić! Otóż wczorajszego wieczoru, ktoś na Facebooku zapytał, skąd Ari ma bluzeczkę w truskawki. Kupiłam ją od kogoś z lalkowo, niestety nie pamiętałam od kogo. Inna osoba napisała, że tuniczka jest od Aya Aida! Jasne, nie ma w tym nic nadzwyczajnego, co nie? Otóż jest. W wakacje szukałam wiga dla mojej Ivy. W poście, Aya wrzuciła zdjęcie pięknego, zielonego wiga, który - mimo swojej wyjątkowości - kompletnie nie pasował mi do Ivy. Więc cóż, nie wzięłam go. Dopiero ostatnio, kupując od Ayi parę ubranek, spytałam, czy może go ma. Okazało się, że wig leży i że chętnie powędruje do mnie. Tak oto, Ari została zielonowłosą...znowu. Znowu? Jak to znowu? A no okazało się, że Ari mieszkała kiedyś u... Ayi! Tak, tak. W tym zielonym wigu, stworzonym specjalnie dla niej i kompleciku w truskawki. A na imię miała Ivy. IVY! Jak jej siostra obecnie. Czy to nie rozkoszny bieg wydarzeń? Ja jestem maksymalnie rozczulona i zauroczona całą tą historią.
Ponadto...wciąż realizuję wishlistę. Obiecałam sobie, że na razie limit wyczerpany, ale po świętach...cóż, będą pieniądze, a na wishliście jeszcze jedna lalka, którą w miarę łatwo mogę zdobyć, bo reszta...cóż. Lalka od Poison Girl to bardzo spory wydatek, natomiast Isul Apollo jeszcze większy, bo jest prawie niedostępny. A Byul Sucre...a czy ktokolwiek ją w ogóle gdzieś widział na sprzedaż? No właśnie, ja też nie :'---D Tak więc, jeszcze trochę czasu, ale w styczniu zamieszka z nami Yui. Wymarzona Pullip Dahlia Cinderella! Tak, tak. Ma już imię, pomysł na styl, charakter...bardzo chciałam osadzić ją na Pure Neemo L, ale dowiedziałam się, że to bardzo limitowany rozmiar ciałka PN, a M-ka jest dla mnie za mała, więc...prawdopodobnie moje ciałkowe marzenie pozostanie tylko marzeniem, a Yui dostanie obitsu. Z mniejszym biustem niż Nel.
No, to do napisania!