Wchodząc tu, zauważyłam, jak dawno mnie nie było! Przepraszam za to serdecznie, ale mam dużo na głowie ostatnimi czasy. W każdym razie, u nas kolejne lalkowe rewolucje, zmiany, spotkania. No i dziś właśnie ze zdjęciami z kolejnego meetu przychodzę. Jako że już zimno na dworze, trzeba było coś zorganizować. Pierwsza kawiarnia spławiła nas, gdy dowiedzieli się, ile nas będzie, więc zrobił się problem. Na szczęście wpadł mi do głowy pewien lokal, w którym rezerwacja nie była kłopotem i tym sposobem, mogliśmy spotkać się w przytulnym lokalu o nazwie Machina Organika! Fantastyczna atmosfera, dobra kawa, świetny wystrój i rozczulająca możliwość adopcji awokado! Nie przedłużając, zapraszam na oglądanie zdjęć.
Zaczynam brzydko zdjęciem z telefonu, ale z jakiegoś powodu, nie wyjęłam jeszcze wtedy aparatu. Tę pannę już znacie. To Pullip Innocent World Fraulein, należąca do Chessie.
Następnie z wielką chęcią przedstawiam wam Hayula! Jestem nim totalnie oczarowana i nie miałam ochoty wypuszczać go z łapek. To Isul Glen na obitsu 23 cm, którego mamą jest mój Bombel - tak, Sonyeo i Woori to także jej maluchy.
Razem z Daną, czyli Pullip Merl Gabrysi wygląda przesłodko, ale w towarzystwie dodatkowo Nel, plus w identycznych sweterkach, uważam ich trio za gwiazdy wieczoru, zdecydownie, zachwycałam się mocno.
Oczywiście nie obyło się bez zdjęć bąbli na kolanach duzych chłopców Akiry, bo ten widok jest przesłodki - zawsze tak samo.
Mniejszego chłopca Akiry chyba nie miałam okazji u siebie pokazać, więc przedstawiam wam Fae. To Luts Bory, który jest przesłodki, ale wciąż nie przyzwyczaiłam się, że jego ciałko jest większe, a głowa mniejsza nich pullipowatych. Cóż, jest zwyczajnie proporcjonalne.
Gdy pisałam, że nie mogłam wypuścić Hayula z łapek, to nie kłamałam! A to dowód! Przy okazji pokazuję jaką Ari ma piękną sukieneczkę, której jeszcze tu nie było, a dorwałam ją niedawno jako "uszkodzoną" (chyba tylko w teorii).
Te zdjęcia są ciemne, za co przepraszam, ale inaczej mój aparat by sobie z nimi nie poradził - światło lampy mu nie starcza, a dzienne od nas uciekło. Na ostatnim zdjęciu już wcześniej pokazywana Cynthia, a obok niej, malutka Maria, należąca do Vris (kolejny bezblogowiec).
Na koniec mam już tylko zdjęcia grupowe i jak widać, bąbli było sporo, bo aż trzynaście, a i tak nie dotarły do nas trzy osoby. Było bardzo przyjemnie. Kilka razy ktoś nas zaczepił i pytał o nasze lalki, ale nieprzyjemnych sytuacji nie było, z czego bardzo się cieszę, bo - nie ukrywam - trochę się bałam, że wygonią nas z lokalu, bo siedzimy z lalkami. Na szczęście nic podobnego nie miało miejsca, mój strach okazał się nieuzasadniony, bo obsługa była bardzo miła i ludzie dookoła nas także. Nie zostało nic, jak tylko polecić i się pożegnać, a co kryje się pod hasłem Lalkowe Rewolucje (kolejne, przepraszam), opowiem przy następnej okazji.